Co prawda boom na elektryki w Polskim wydaniu wydaje się być obecnie równie mało prawdopodobny jak to, że w tym roku pożegnamy się z pandemią COVID-19.
Jednak akurat w przypadku zapotrzebowania na elektryki, analitycy autobaza.pl dostrzegają pewne mechanizmy, które już niedługo mogą upowszechnić auta elektryczne w Polsce…
Marnotrawstwo elektryków
Po pierwsze, znacznie bardziej zaawansowane w rozwoju elektromobilności kraje Europy Zachodniej i Północnej już zaczynają borykać się z powypadkowymi autami elektrycznymi.
Z powodu wysokich kosztów ich napraw sięgających nawet ¾ pierwotnej wartości auta, zostają zakwalifikowane przez ubezpieczycieli jako szkoda całkowita. To sprawia, iż nawet 3 letnie auta zdatne do naprawy lądują na złomowisku.
Tak się dzieje obecnie w Norwegii, gdzie sprawa utylizacji powypadkowych elektryków jest już na tyle poważna, że zaczyna się o nich pisać np. w Norweskiej prasie, wskazując że za horrendalne wyceny napraw odpowiada fakt reperowania tych aut nowymi częściami od producenta.
Amnesty International już w 2019 roku domagało się większego nadzoru nad szybko rosnącym popytem na baterie do aut elektrycznych i uregulowania praktyk przemysłowych dot. wydobycia rzadkich minerałów niezbędnych do produkcji akumulatorów.
To wszystko może doprowadzić do wymuszenia przez UE np. karami (tak jak ma to miejsce w przypadku praw do emisji CO2) nakazu bezpiecznej utylizacji powypadkowych aut elektrycznych i odzyskiwania z nich jak największej ilości surowców.
I tak jak w Niemczech są wyspecjalizowane firmy, które sprzedają powypadkowe auta spalinowe za granicę przynosząc ich pierwotnym właścicielom chociaż małą rekompensatę finansową po uznaniu ich przez TÜV czy DEKRA za niezdolne do tamtejszego ruchu drogowego, tak to tylko kwestia czasu kiedy rozkręci się biznes na odzyskiwanie z powypadkowych elektryków czego tylko się da.
W Polsce będzie to zapewne oznaczało kwitnący handel częściami zamiennymi i ponowne przysposobienie tych aut do ruchu drogowego… Wystarczy wspomnieć, że ceny za regenerację baterii elektrycznych zaczynają się już od 2 tys. PLN a kończą na 20 tyś. PLN w zależności od modelu...
Już teraz sprowadza się powypadkowe auta spalinowe z USA, Niemiec, Francji, Belgii czy Holandii i sprzedaje je z zyskiem na polskim rynku wtórnym lub odsprzedaje dalej za granicę. Dlaczego z elektrykami miałoby być inaczej?
Postępujące zmiany
Również nadchodzące zmiany w prawie sprawią, iż będziemy się przyglądać samochodom elektrycznym nieco bardziej przychylnym okiem.
Kierunki zostały już wytyczone, a chęć wprowadzenia przez rząd tzw. stref czystego transportu jest tego najlepszym przykładem. Do tego podnoszenie opłat w strefach płatnego parkowania, przy jednoczesnym zwolnieniu z nich aut elektrycznych mówi samo za siebie.
Jeżeli na rynku pojawią się używane auta elektryczne w cenach porównywalnych do ich spalinowych odpowiedników, to zakup aut spalinowych może okazać się wkrótce niekorzystnym finansowo rozwiązaniem.
A rynek wtórny już zaczyna się otwierać na auta elektryczne. Świadczyć mogą o tym liczby ofert sprzedaży aut elektrycznych. Jeszcze pod koniec 2019 roku na palcach jednej ręki można było policzyć takie oferty, a obecnie ich liczba zaczyna dochodzić do 1000.
Bez wątpienia w najbliższych latach będziemy obserwować zwiększające się zainteresowanie elektrykami na rynku wtórnym, chociaż tempo tych zmian zależeć będzie od decyzji polityków...